Kosmetyczne porządki - Avon, Bourjois, Essence, Golden Rose i inne, czyli co się nie spisało i dlaczego ląduje w śmietniku?

Ostatnio kosmetyków mi tylko przybywa, postanowiłam więc zrobić miejsce nowościom i pozbyć się tego, co zalega i co już dawno nie było przeze mnie używane. A dlaczego zalega i co okazało się bublem? Zapraszam do czytania!


Nie macie czasem myśli, że pomimo tego, że macie sporo kosmetyków, np. do malowania, to i tak sięgacie najczęściej po te same produkty? Nie bez powodu wybieramy i mówimy o swoich ulubieńcach, ale przecież i czasem trzeba powiedzieć o bublach i po prostu się ich pozbyć...

Dzisiaj właśnie taki post - o tym, co nie sprawdziło się u mnie i co bez mrugnięcia okiem ląduje w śmieciach. No dobra, jest jedna grupa, gdzie to mrugnięcie jest... ale o tym później ;)



Jak widzicie - mówię o samej kolorówce. Są tu produkty do twarzy, najwięcej jest natomiast tych do ust.
Po kolei zatem - zacznijmy od twarzy:


Mam tutaj cztery produkty: paletę do konturowania twarzy, małe cienie do oczu i dwa produkty brązujące...

-1- 
KIT!
NYC HD Color Quattro Eye Shadow - mini paleta cieni w kolorze 823 A kiss on the Hudson - to bez wątpienia NAJGORSZE cienie do powiek z jakimi miałam styczność. Cieszę się, że dostałam je w ramach jakiegoś giftu od Elle Polska, bo ten produkt to istna tragedia i nie chciałabym wydać na niego ani złotówki!

Cienie mają znikomą pigmentację, pylą się i sypią, a do tego ciężko nałożyć je nie robiąc sobie dziwnych plam. To po prostu nie jest dobry produkt... W necie widzę, że cena tego zestawu to zaledwie kilka złotych i wcale się nie dziwię - one nie są wiele warte. Lądują w śmieciach bez żadnego zastanowienia!

-2- 
Produkt Essence w tym zestawieniu to Shape Your Face Contouring Palette. Kolor to 10 ready, set, peach! - i zgodnie z nazwą, element brzoskwiniowy znajdziemy tutaj w trzeciej części paletki, czyli różu.
Ten zestaw najchętniej bym rozłożyła na części i zostawiła sobie tylko bronzer. Niestety i on nie jest idealny, ma bowiem mocną pigmentację o ciepłym tonie i bardzo łatwo zrobić sobie nim plamy. Powiedzmy jednak, że można to okiełznać, choć i teraz kolor ten jest dla mnie za ciepły i raczej przyda się dopiero latem...
Produkty są pudrowe, nie ma dużego sypania, ale niestety mam też sporo ALE:
- część najjaśniejsza jest moim zdaniem najsłabsza z zestawu. Odcień jest bardzo jasny ale po nałożeniu na twarz nie widać go wcale. Nie da się podkreślić odpowiednich części twarzy tym produktem, bo on po prostu znika po nałożeniu. Nie ma też blasku, więc w zasadzie nie wiem, co miałby robić jako kolejna - znikająca - warstwa...
- część teoretycznie będąca różem w moim przypadku zupełnie nie spełniła swojej roli. Kolor jest wręcz pomarańczowy na skórze a jego złote drobinki sprawiają, że w zestawieniu z niewidocznym jasnym podkreśleniem i za ciepłym konturowaniem wygląda po prostu dziwacznie!
Przy opalonej skórze ten róż służył mi jako złocisty rozświetlacz, to było jedyne sensowne dla niego wykorzystanie, ale teraz, kiedy po lecie moja skóra ma już normalny kolor - ten kolor nie ma racji bytu.

Najchętniej tak, jak pisałam, zostawiłabym sobie brązującą część, ale i tak - musiałabym z nią zaczekać na lato, bo kolor jest bardzo ciepły... Biorąc pod uwagę, że produkt ma żywotność jedynie 12 miesięcy, po prostu pozbędę się go... Całe szczęście, że kupiłam go na jakiejś promocji - jego cena normalna to około 17 złotych.



-3- 
HIT!
Produkt hitowy, jeden z dwóch Bourjois Paris w tym zestawieniu. Prawdopodobnie pierwsza "czekoladka" w świecie kosmetyków. Puder brązujący Poudre Bronzante (kolor 52) to mój hit. Wywalam go dlatego, że nadszedł już jego czas, po prostu. Przy najbliższej okazji / promocji z pewnością kupię kolejne jego opakowanie. Jego cena regularna to nieco ponad 50 złotych, ale kolor, zapach, faktura i to, jak wygląda na skórze są tego warte!

-4- 
HIT!
Drugi produkt Bourjois Paris i zarazem kolejny hit w moim zestawieniu. Róż Pastel Joues w kolorze Châtaigne Dorée 10, to należący do kultowej serii róż o brązowym/złotawym kolorze. Wywalam go z podobnych powodów, jak brązer, jego czas już nadszedł. Moje osobiste preferencje też przesunęły się bardziej w stronę różowych róży, więc ten ostatnio nie ma u mnie wiele do "roboty" ;) Jego cena to około 20 złotych, ale z tym pięknym wykończeniem i mnogością kolorów - jest wart więcej!

***

Przejdźmy teraz do ust - to właśnie kosmetyków z tej kategorii w moim dzisiejszym poście jest najwięcej... Czemu? Pewnie dlatego, że kosmetyki do ust są jedne z tańszych, często są w promocyjnych cenach, a z drugiej strony łatwo je ocenić i szybko można wydać swój osąd...


-5-
Zaczniemy od produktu marki Sephora, czyli miniatury 4 błyszczyków zawartych w jednym produkcie. Każdy kolor ma swój aplikator wbudowany w opakowanie tego umieszczonego wyżej. Kolory są urocze, migotliwe, błyszczykowe i chociaż bardzo mi się podobały - ostatecznie sięgałam po nie rzadko. Sama nie wiem czemu, czasem chyba tak jest, że jeśli produkt nas nie zwala z nóg i jest "poprawny", to częściej sięgamy po coś innego.

-6-
Tym bazem marka Bourjois Paris i dwa kolory kredek Color Boost (01 - Red Sunrise, 03 - Orange Punch). Obie te kredki (jak widać po opakowaniach, z których starły się zupełnie napisy) były ze mną trochę czasu i naprawdę bardzo je lubię. Są to jednak dla mnie bardziej "letnie" produkt, ich kolor na ustach jest bowiem bardzo żywy i błyszczący, a pomarańcz (kolor Orange Punch) idealnie wygląda przy opalonej skórze. Dużą zaletą tych kredek jest konsystencja produktu - jest naprawdę aksamitny i nawet jak "zjemy" już ostrą końcówkę, malowanie nią jest bardzo miłe łatwe.
Lądują w koszu z tego samego powodu, co inne produkty Bourjois - ich czas nastał. Czy skuszę się na kolejne? Nie wiem, jest przecież tak wiele fajnych pomadek do ust, które chcę spróbować... ;)
Koszt tego produktu to około 30 złotych.



-7-
Pod tym jednym podpunktem też będą dwa produkty, tym razem kredki z Avon, czyli Ultra Glazewear Glossy Lip Pencil (coral reef i apple cinnamon). Ciekawie jest porównać dwie kredki wyżej i te, bo kolory jakie mam są do siebie naprawdę zbliżone. Muszę jednak przyznać, że różnicą jest wykończenie. Kredki z Avon są bardzo błyszczące... chyba aż za bardzo i to był dla mnie ich minus, chociaż inny minus sprawiał, że błysk schodził szybko - jak z resztą cały produkt. To bardzo nietrwały błyszczyk.
Produkty te chyba zniknęły już z Avon, więc nie wiem, jaka jest ich cena. Wywalam je bez żalu ;)

-8-
KIT!
Największy bubel w tym zestawieniu - zestaw K Lips od Lovely, czyli Matte Liquid Lipstick w kolorze Pink Poison. 
Na zestaw składa się ta tragiczna pomadka matowa oraz konturówka (o niej później) - noszenie jej było wyjątkowo nieprzyjemne, zjada się brzydko, ściąga i wysusza usta i do tego nie jest trwała, więc to, co nie zjadło się, ściera się wyglądając bardzo tandetnie. Dla mnie bubel na maxa!
Cena zestawu to około 25 złotych - nie zdecyduję się na kupno innych kolorów, Pink Poison zniechęcił mnie do tej serii...



Na początku powiedziałam, że z tym wywalaniem nie jest tak łatwo... No właśnie - tym czterem produktom, które widzicie wyżej, zostanie ofiarowana jeszcze "ostatnia szansa" ;)

-8-
ciąg dalszy
Konturówka z zestawy K Lips zostanie u mnie jeszcze na dalsze "sprawdzenie". Jej kolor podoba mi się i pasuje mi nawet jako opcja samodzielnie noszona, poza tym dobrze się nią rysuje i jest miękka. Chcę spróbować jej dłużej i zobaczyć, czy chociaż ona zasłuży na pozostanie? ;)

-9-
Produkt hitowy, który u mnie nie sprawdził się do tej pory... Mowa o Long Lasting Liquid Matte Lipstick od Golden Rose (kolor 04). Wiem, że ta formuła znalazła wiele zwolenniczek, jednak u mnie, póki co, ten produkt nie spisuje się za dobrze. Zjada się nie ładnie, wcale nie zastyga a przez to nie jest wcale długotrwała. Być może jest to kwestia koloru? Sama nie wiem, ale zanim się jej pozbędę - chcę jej dać jeszcze szansę... 
Koszt pomadki to około 20 złotych.

-10-
Przy któryś zakupach w Biedronce złapałam Perfect Long Lasting Lipstick od Bell (kolor Ideal Nude), którego kolor na próbniku przekonał mnie do zakupu. Pomadka wydaje się ładna, ma matowe wykończenie, mam jednak narazie problem z jej kremowością, która nie wygląda ładnie i rozmazuje się... Zanim jednak wydam wyrok, chcę ją jeszcze sprawdzić kilka razy ;)
Cena pomadki to około 9 złotych, ale widzę, że była to edycja limitowana, więc być może nie jest już dostępna w sklepach.

-11-
Ostatni produkt w tym zestawieniu to Lacquered Lip Shine marki Mary Kay. Użyłam jej dosłownie dwa razy, ale czuję, że nie jest to produkt dla mnie. Kolor (Tropical Mandarin) jest za bardzo intensywny i nie czuję się w nim dobrze - na szczęście dalsze testy nad tym produktem przeprowadzi moja przyjaciółka, która dostanie go i być może za jakiś czas zrobię update o tym produkcie :) Cena tego produktu to 16 USD.



WOW, czuję, że rozpisałam się dziś solidnie...
Starczyło Wam sił na dotarcie do końca? Mam nadzieję, że tak!

Jak zawsze, czekam na komentarze, czy znacie produkty o których pisałam i czy macie podobne / a może zupełnie inne opinie?

Uściski!
M.












Komentarze

  1. Nie używałam żadnego z tych produktów, jednak moje przyjaciółki często testują produkty Sephory - mnie jakoś one nie przekonują, za dużo złego słyszałam;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wbrew pozorom wydaje mi się, że ich marka własna zła nie jest. Zawsze to trochę odstrasza, żeby próbować czegoś sklepowego, ale chwalę sobie ich cienie, mam też dwie pomadki klasyczne i jedną matową w płynie, wszystko wygląda dobrze :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty